że nie potrafię nawet sama nic zjeść odpowiedniego jeżeli on mi czegoś nie zamówi. Jakbym była 3-letnim dzieckiem, któremu jak mama nie da obiadu to napcha się chrupkami. I nie wiem czy to bardziej z domu czy to i z domu i powielenie schematu. W sensie. Jem kiedy muszę i jem głównie byle co ale ogólnie mało jem. Ale zjem odpowiednio dopiero jak ktoś mi coś przyrządzi, zamówi. Pamiętam jak chodziłam do koleżanki z klasy po szkole i jej mama dawała mi obiad i śmiała się, że nie wiedziała, że ma jeszcze jedno dziecko. Bo ja obiadu w domu nie miałam. A jej mama robiła kopytka. Może się tak nauczyłam. Może dlatego nie potrafię sama o siebie zadbać i może dlatego bardziej mnie to boli. Przeżywam codziennie porzucenie. Wiem, że ma mnie to nauczyć, że powinnam sama siebie najlepiej karmić. I rozumiem już jak to wszystko działa tylko, że nie potrafię. I jestem wściekła, że nie miałam tego obiadu od mamy jak inne dzieci i teraz muszę się uczyć sama siebie karmić. Tak działa ten świat. Potrzebuję jeszcze wyższego poziomu świadomości, wejść jeszcze wyżej aby zrozumieć dlaczego muszę się teraz tego uczyć. Może ktoś wie dlaczego mam o siebie dbać i dlaczego mam żyć? Czy naprawdę mam żyć? Czasami przez te próby w to wątpię. Cierpienie uszlachetnia?