Wiesz co sobie właśnie uświadomiłam
nakładając krem na twarz przed wyjściem do sklepu? Że to, że "pieniądze się mnie nie trzymają" jest wynikiem tego, że mam przymus systematycznego nagradzania się. Wychodzę z pracy po ciężkim dniu i myślę co sobie kupić najczęściej jest to coś słodkiego i tak w łóżku przed snem wpieprzam czekoladę albo uciekam w różne rzeczy np kupiłam wszystkie książki Harrego Pottera i już kończę pierwszą ale wynosiło mnie to 180 zł. Tak nie zachowuje się osoba, która oszczędza. Rozwalam kasę. Gdy czuję się chujowo to sobie kupuję cokolwiek nawet zestaw majtek by poczuć, że coś sobie kupiłam. Coś dostałam. Nagrodę. Teraz widzę ten schemat. Ciągle mi czegoś brak. Nawet w głowie miałam już plan, że po powrocie od psychiatry wstąpię do galerii i sobie coś kupię na poprawę humoru. Ostatnio kupiłam zestaw brokatowych długopisów w Empiku. Na co mi to XD Omg. Serio ześwirowałam. Na śniadanie jem tylko coś słodkiego. W ogóle jadłabym tylko słodkie i mogę bo nie tyję, jedzenie przeze mnie przepływa. 10 min po posiłku jestem w kiblu. Nie przytyłam od 16 lat. Najwiecej w życiu ważyłam 60kg i chyba przez miesiąc bo mam po tym mini rozstępy.
Może jak będzie lepiej przestanę się pocieszać tym wszystkim. Słodyczami, grani komputerowymi, książkami, serialami jak dziecko...