Wierzysz w bratnią duszę?
Ja kiedyś wierzyłam, ale później te bratnie dusze okazały się zwykłymi zombie i od tego czasu wierzę w zombie.
Wierzysz w zombie?
Ja kiedyś wierzyłam, ale później te bratnie dusze okazały się zwykłymi zombie i od tego czasu wierzę w zombie.
Wierzysz w zombie?
wierze w bratnie dusze, w liczbie mnogiej.
nie wierze za to w to, że zostają z nami na zawsze. one po prostu mają jakiś cel do zrealizowania.
przychodzą na czas określony, każda relacja jest na czas określony i nieznany
za bardzo się przywiązuję :<
w takim razie mam dla Ciebie dwie porady.
trudniejszą jest własna praca nad tym by przyswoić sobie te lub inną mądrość o podobnym wydźwięku.
łatwiejszą jest wybranie się na terapie i przerobienie tego co sprawia, że tak bardzo się przywiązujesz.
Oczywiście mogę też pierdolić głupoty, może źle zrozumiałem swoje lekcje od terapeurty.
Czy to tyczy się też pracy?
oczywiście, dotyczy to też pracy własnej. to rada po kilku latach terapii u 4 terapeutów. w zasadzie każdy mówił to samo w tym temacie. Jak wiosną temat będzie aktualny to przekaże opinie piątego terapeuty.
według mnie samodzielna praca własna jest trudniejsza, a potencjalne skutki uboczne mogą Ci zrobić większą krzywdę. dlatego lepiej skonsultować się z terapeutą, od razu zaznaczę, że pierwszy lepszy najpewniej nie pomoże (terapeucie jednak musisz ufać).
A pierwszy dziesiąty? Bo jeszcze na normalnego nie trafiłam, albo są to osoby niedokształcone bez doświadczenia albo naciągacze albo mam niesamowitego pecha <brzydal>
Poza tym normalnego zjadacza chleba nie stać na terapie za 800 zł miesięcznie by sobie z kimś pogadać o tym co i tak się wie
Jak sama zauważyłaś to zależy od szczęścia oraz odpowiedniego medycznego rozwiązania problemu. Terapia nie jest uniwersalna, jednym pomaga np. psycho dynamiczna innym nie. Trzeba dobrać lekarza i formę terapii do źródła problemu. Skoro już nie z jednego pieca chleb jadłaś to wiesz jak jest ;)
800zł to chyba przed covidem było, teraz już +/- 1000 zł. Standardem u mnie jest około 250 za wizytę. No i prawda często ludzi nie stać na leczenie prywatnie. Nawet w formie Luxmedu czy czegoś.
Poza tym terapia nie polega na tym by sobie z kimś pogadać o czymś co i tak się już wie... np. wiem by unikać toksycznych osób i co mi z tego skoro i tak angażuje się z nimi emocjonalnie? trzeba dojść do źródła problemu czyli tego dlaczego się angażuje... pogadać to można sobie przy piwku.
Chodzi mi o to, że psychologia stała się już tak powszechnie dostępna dla zwykłej osoby, że chyba więcej bym się nauczyła z internetu i książek z Empiku niż student na studiach. Wiedza jest ogólnie dostępna i inteligentny człowiek, który posiada umiejetność autorefleksji czyli np osoba nie narcystyczna(wiadomo tym terapia nic nie da)jest w stanie sam do wszystkiego dojść a zmiana zachowania i tak zależy od niego. Terapeuta nie zmieni mu zachowania. To zawsze jest praca własna, więc po co płacić?
Żeby terapeuta spłacił kredyt studencki jaki wziął? Bez przesady.
A ty zgaduję jesteś terapeutką :)
A i przy piwku można rozwiązać wiele problemów jak ma się silną więź społeczną i wsparcie, to jest klucz do wszystkiego, jak masz wspierające i motywujące najbliższe środowisko to jesteś w stanie przezwyciężyć każdy problem. To działa kojąco na twoją psychikę, dodaje wiary w siebie, buduje, wzmacnia. Kiedyś terapeutów nie było i ludzie wychodzili z kryzysów dzięki właśnie wsparciu psychicznym dużej, kochającej rodziny. Ludzie bardziej cenili głębokie relacje i bliskość. Nie było internetu.
Mogę powiedzieć jedynie odważne stwierdzenie, nie sądzę by to było takie proste. Gdyby było nie byłoby takiej potrzeby leczenia. Nie byłoby tylu takich zjebanych ludzi ale wcale nie muszę mieć racji ¯\_(ツ)_/¯
Znasz kogoś z kredytem studenckim? to nie Ameryka ;) nah, nie jestem terapeutką ale kiedyś był taki pomysł na życie.
Nie chce psuć wizji tego, że kiedyś były kochające rodziny i głębokie relacje.
Nie były, ludzie też mieli problemy i sobie radzili, często sami, problemy też były innej natury. Żeby nie rzucać antykiem wspomnę czasy kiedy powstała ta dzisiejsza głęboka relacja czy też miłość romantyczna. w XVIII i XIX wieku często miało się "ciotkę" lub "kuzyna" na boku. Za mąż wychodziło się z "rozsądku". Rodziny były dysfunkcyjne, pranie siebie czy dzieci było normalne. A skoro mowa o dzieciach, to dzieci lat 8 często pracowały. Oczywiście były też pozytywne przypadki. Dzisiaj też są.
Nie przekonują mnie argumenty ze średniowiecza :P Dzieci nadal pracują np w Indiach za grosze, ale poczytaj o traumie. Jak leczyć traumę. Nie pomoże ci żaden terapeuta jeżeli nie masz wspierającego otoczenia, czasami pomaga i jedna bliska osoba np partner a takiej relacji z terapeutą nie zbudujesz. Większość społeczeństwa jest straumatyzowana głównie przez własna rodzine i otoczenie np bullying w szkole. Wszystko to najbliższe otoczenie.
Które powtarza schemat. Jeżeli pochodzisz z rodziny dysfunkcyjnej uzdrowić może cię tylko miłość, akceptacja, szacunek ale jak wszyscy wiemy osoby z takich rodzin właśnie idą w to co znają, w toksyczne relacje, środowisko pracy, związki. Przenoszą wszystko na swoje dzieci. Nie będziesz mogła pokochać jak nikt nie kochał ciebie. Taka prawdziwą miłością.
Terapeutyczne i leczące jest aby taka osoba trafiła do dobrej rodziny zastępczej jako dziecko i wyrastała w dobrych wzorcach, w stabilnym, pełnym miłości, akceptacji, wsparcia otoczeniu i w domu i w szkole w o to niesamowicie trudno. Musi minąć czas aby taka osoba się zmieniła a mnóstwo dorosłych chodzi po świecie poranionych i jest przyzwyczajonych, że na każdym rogu spotka ich to co zawsze czyli odrzucenie, toksyczność, wyśmiewanie, krytyka, podkładanie nóg, wykorzystywanie, podłość, przemoc.
Bo jak na tym wyrośli to łatwiej to akceptują i uznają za normę. Takimi ludźmi łatwiej sterować i łatwo ich dalej wykorzystywać i na tym właśnie korzystają osoby bez skrupułów. Tacy ludzie wychowują dziecko na niewolnika i oddają innym tyranom bez wyrzutów sumienia. Dlatego ludzie dzielą się na sprawców i ofiary. Przy niektórych ludziach jesteś sprawcą a wśród innych ofiarą. Np ofiarą jesteś w pracy a odbijasz sobie jako sprawca na własnej rodzinie. Różnie to bywa. Różne drogi ludzi prowadzą.
Znam wiele osób z kredytem studenckim i terapeuci przeważnie biorą takie kredyty bo wszystkie szkolenia opłacają z własnej kieszeni, terapie własna też opłacają sami. Rozmawiałam na ten temat z terapeutka i powiedziała mi jak to wyglada. Już podczas studiów płacisz za wszystko sama.
Mamy w takim wypadku inne informację od terapeutów (w moim przypadku jeszcze psychiatry). Oczywiście za wszystkie dodatkowe kursy poza tokiem studiów płacili ale to dotyczy też innych zawodów, także wykładam z własnych pieniędzy na branżowe kursy i certyfikaty. Jednak do użycia terminu kredyt studencki, do określenia takich praktyk to byłbym baaardzo daleki. Bo kredyt studencki z definicji to płacenie za cały tok nauczania na uniwersytecie i tak też to potraktowałem.
Znam temat traumy, a za chwilę będę go poznawać na własnej skórze. Strasznie negujesz potrzebę terapii, zwrócił Ci już ktoś kiedyś na to uwagę? Poszedłbym o krok dalej, nikt Ci nie pomoże jeżeli nie będziesz tego chciała. Poza tym ta pomoc to też tylko asekuracja, bo nikt za Ciebie niczego nie przepracuje. Terapeuta może Ci wskazać drogę, którą musisz przejść. Wspierające otoczenie może Cię asekurować ale nie wykonają żadnej pracy jeżeli osoba w potrzebie nie wykaże chęci pracy.
Możesz przenieść chorą osobę do zdrowego otoczenia, wspierającego, kochającego ale jak nie będzie pracy własnej nad sobą. Zastępowania chorych procesów zdrowymi, itp. to skończysz z tym, ze osoba dalej będzie chora.
Huh, jak mówi stare ludowe porzekadło "lepsze znane zło niż nieznane dobro". W każdym razie, podsumowując, osobiście polecam terapie, zrobienie czegoś, zamiast taplania się w bagnie. Nawet na NFZ, za pół roku, skoro od kwietnia planujesz być bezrobotna.
@themelancholyofdeparture problem w tym, że ja nie wiem czy chcę pracować nad sobą i się zmienić czy zwariować do reszty i się zabić, nie potrafię się zdecydować a jak narazie to idzie w tę drugą stronę
Może mi się zwyczajnie nie da pomóc
Nie planuje być bezrobotna ale może się tak wydarzyć, nie mam na to wpływu
Na nic nie mam wpływu
Poza tym planowanie bycia bezrobotną XD hahahhaa dobre jeszcze czegoś takiego nie słyszałam jak żyje
A to już za Ciebie nie podejmę tej decyzji. Jeżeli mogę podpowiedzieć coś jak właściciel futra z problemami psychicznymi właścicielce futra z problemami psychicznymi to: jak nie chcesz, nie wiesz czy nie umiesz sobie pomóc dla siebie, to zrób to dla futra.
Zawsze możesz znaleźć inną prace. Znajomy przeszedł z gamedevu do opieki w zoo, bo miał dosyć toksycznej atmosfery w pracy.
Tak zabrzmiał ten Twój jeden post ;) sorry not sorry
trochę żyjesz w bańce, ale ok każdy ma swoje bańki
Ja akurat bym nie poszła do pracy w zoo, ale jeżeli miałeś na myśli, zrezygnowanie z toksycznego miejsca pracy mimo wysokich zarobków to cóż moja praca to kołchoz za minimalną krajową, gorzej to tylko oczyszczalnia ścieków, fakt ludzi tam za bardzo chyba nie ma ale za to i tak pełno gówna XD Raczej wolałabym bardziej spokojne miejsce od obecnego i lepiej płatne bo mniej niż minimalna nie mogę zarabiać, ba nawet na minimalnej się nie utrzymam
A kto nie żyje w bańce? przecież każdy ma swoje bańki.
Kolega kokosów wcale nie zarabiał ale fakt, do minimalnej mu sporo brakowało. Chodziło o zmianę, poza tym nie ukrywajmy. Za minimalną nie da się przeżyć w tym kraju. Nawet jak się dostanie od rodziny mieszkanie to jest ciężko.
Do minimalnej mu sporo brakowało? XD Pracował na zlecenie za 1/4 etatu? I tak masz wtedy minimalną.
Mnóstwo osób żyje za minimalną. Tyle, że mieszkają w parach albo wynajmują pokoje.
Strasznie odbiegliśmy od tej bratniej duszy...
Zdaje sobie sprawę z przepaści finansowej, mam w swojej bańce barmanów zarabiających blisko minimalnej krajowej? ile to teraz 2000tys po odjęciu podatku? Za to się nie wynajmie kawalerki w Warszawie (w sensie kawalerki, około 30m a nie jakieś patologiczne gówno 20m z lodówką w kiblu). No chyba ze ma się fart.
Mam też w swojej bańce dyrektorów w korporacjach, szefów małych firm czy dawną IT arystokrację front i backend programistów zarabiających powyżej 12k miesięcznie (teraz to cybersecurity wychodzi na arystokrację IT jeśli chodzi o zarobki).
Kolega z game devu był jakoś na średniej z tego, także trzy minimalne krajowe wyciągał na etacie. Z jednej strony kokosy z drugiej wcale niekoniecznie.
Życie w parze lub singla to jeszcze inna bańka.
Problem z ludźmi pracującymi w IT jest taki, że są tak pochłonięci sobą, że myślą, że wokół nich to w ogóle wszystko jest w porządku a prawda jest taka, że biali mężczyźni pracujący w IT są uprzywilejowani i po prostu jest im łatwiej. Skoro nawet nie wiesz ile wynosi minimalna krajowa to co ja cię będę życia uczyć? Żyj sobie jak ten rodzynek i proszę cię nie pouczaj innych i nie porównuj mnie do swoich kolegów bo do tego akurat nie masz prawa.
Jak masz taką wielką potrzebę wymądrzania się to idź na dworzec, daj bezdomnemu 200 zł i poczuj się jak bóg.
Problem z Tobą jest taki, że od razu zakładasz zamiast zapytać. Od razu atakujesz. Podałem Ci przykłady na podstawie, których już założyłaś sobie odpowiedź :D co byłoby w zasadzie zabawne, gdyby nie było smutne.
Serio polecam wybrać się na terapie, z dobrego serca polecam. Jak stary zupowicz starej zupowiczce. Nikt Cię nie uratuje, jeżeli sama tego nie zrobisz ale to dotyczy każdego. Dałbym bezdomnemu 200zł ale nie mam, nie jestem z IT arystokracji i do pensji też mi brak ;)