Gdzie nie poszła trafiała na małą sektę, w której ludzie rozgrzeszali się nawzajem. Warunkiem należenia do niej była aprobata. Lajkowali wszystko byle tylko być zauważeni. Zatapiali swoje głowy w ekranach monitorów. Płaczące dzieci w ich sypialniach zagłuszał stukot klawiszy klawiatury. Słychać ją było na ulicy. Stuk. Stuk. Stuk. Byle dostać głask. Nie ważne od kogo. Nie istnieli już w rzeczywistości. Rzeczywistość ich uwierała. Zaczynali żałować, że mają w niej pracę, że mają w niej dzieci, że mają w niej życie. Chcieli tylko stukać. Tylko to miało dla nich sens. I nie mogli przestać.