Ile jeszcze będę udawać, że dam radę? Że nic się nie stało? Że zacisnę zęby i jakoś to będzie? Kurwa mać! Nie wiem już! Mam ochotę podpalić świat. Tak bardzo nienawidzę tego wszystkiego. Wyobrażam sobie, że komuś wygarniam albo kogoś uderzam. Tłumione emocje nie dają mi już spokoju. Codziennie słyszę "wyprowadź się", "nie denerwuj mnie", "cicho bądź" a udaję, że wszystko jest dobrze. Nienawidzę siebie za to, że nie potrafię z tego wyjść, że nie mam nikogo i oszukuję siebie. Mam dosyć. Idę jutro do lekarza. Po raz kolejny. Po pomoc. Nie dam się spławić tak szybko. Choćbym się miała rozpłakać mu na podłodze. Wiem, że to żałosne. Wiem, że wstyd i poczucie winy rozsadzą mi klatkę piersiową ale jestem już w desperacji. Do zaburzeń rytmu serca doszła chęć wymiotów po posiłku i bezsenność. Jestem już widmem człowieka. To mój koniec. Przepraszam. Znów się poddaję. Żałosne.