myśli tak przykre i przygnębiające, że nie mogę dalej spać a serce mi tupta przypominając o swojej nerwicy. Moje biedne serduszko tak bardzo chciałabym uchronić cię przed tym stresem i bólem ale nie widzę wyjścia z tej sytuacji. Muszę chodzić do pracy, w której jest hałas i ostre światło, krzyki i pośpiech i to poczucie winy i samotność i odtrącenie i poniżenie w każdej godzinie i muszę przebywać z tym człowiekiem w domu, który mną gardzi i mnie lekceważy ewentualnie wyśmieje chociaż przeważnie odrzuca i nie wiem gdzie jest wyjście z tej sytuacji bo jedyne jakie ja widzę to pogodzić sie z losem, nie przejmować, udawać, że cię to nie obchodzi, wznieść się ponad i zamknąć emocje i uczucia w klatce. Apatia i marazm. Obojętność. Plują na ciebie ale ciebie tam nie ma. Jesteś wewnątrz. Dysocjacja. I gdyby tylko moje ciało potrafiło znikać tak jak moja dusza to wtedy moje biedne serduszko nie łopotałobyś skrzydłami w mojej klatce piersiowej parę razy na godzinę chcąc sie wyrwać z tego świata. Życie nie jest darem. Nie w mojej głowie. Życie jest karą. Powie tak każdy kto przeżył tyle zła, krzywdy i traum. Tylko nie bagatelizujcie słowa "trauma". Tu naprawdę nie chodzi o to, że rodzic nie kupił jakiejś zabawki. Nie spłycajcie ludzkich tragedii pod wasz poziom empatii. On nie ma z tym nic wspólnego i nie definiuje tych krzywd. Krzywda nie staje się mniej odczuwalna bo ktoś inny jej nie uznaje. Boli tym bardziej bo cierpisz w samotności, nie zrozumiany i odtrącany. Jesteś sam ze swoim bólem. Ogólnie jesteś sam. Zawsze. Masz tylko swoje komórki. Chciałabym pomóc ciału ale jak to zrobić jak moja głowa już się poddała? Ona chce tylko przeżyć co ma przeżyć i zasnąć na zawsze. Przestać myśleć. Myśli najbardziej jej szkodzą. Rozdrapywanie ran. Flashbacki wyrywające ze snu o 6 rano. Tym jest trauma. Stojący nad tobą kat. Jakbyś wszędzie ciągnął za sobą przywiązane na łańcuchu do twojej nogi martwe zwierzę.

 

A moje kotki śpią. Oddychają. Mają ciepłe ciałka i miękkie futerka. Zimne noski i szorstkie języczki. Łaskoczące wibryski. Drzemią słodko zawsze przy mnie, nie ważne czy jestem w sypialni, salonie czy łazience (mam tylko 3 pomieszczenia). Tak bardzo bym chciała aby zwierzęta mogły mówić. Moglibyśmy porozmawiać o tym wszystkim. Mogłabym lepiej spełniać ich potrzeby. Chociaż i bez tego chyba nie jest tak źle. Nie myślę o sobie, myślę o nich. Bez nich pewnie bym już wynajmowała pokój gdzie indziej. A muszę tu zostać bo tu jest ich dom i nikt ich nie chce. Mają tylko mnie. A ja chyba mam tylko ich. I uważam, że to bardzo dużo i to naprawdę coś wartościowego i ważnego. Dla ciebie jestem wariatką z kotami a ja czuję wdzięczność.