Dlaczego tak długo w tym jestem? Bo nadal czekam aż ktoś mnie uratuje. Będę tak czekać całe życie. Ludzie potrafią zginąć albo z własnej inicjatywy albo wypadku czekając na ratunek tak jak ja. Nie do wszystkich ratunek przychodzi. Nie wszyscy ten ratunek przyjmą. Ciekawe ile już ludzi odrzuciłam, które chciały mi pomóc naprawdę a ile ludzi odrzuciłam i dobrze zrobiłam bo chciały mnie wykorzystać. Nigdy się nie dowiem. Najgorsze w tym całym życiu jest to, że nigdy nie wiesz kto naprawdę chce ci pomóc a kto jest tylko wilkiem w owczej skórze. I chodzisz jak to dziecko we mgle. To, że żyję to jakiś cud. Pamiętam jak miałam może 9 lat i ojciec się tak upił nad jeziorem, że nie mogłam z nim trafić do domku. Zaczepiali nas jacyś ludzie ale raczej nie byli pomocni bo byli tak samo najebani i tylko się śmiali. Ojciec ledwo szedł, ledwo mówił, obszczał się ale jakimś cudem wysępił papieorsa i nikt mnie nie widział. Nikt nie widział niewidzialnej małej dziewczynki, na której się wspierał o 3 w nocy nad jeziorem w jakiejś wsi. Takie były weekendy z tatą. Teraz jestem 3x starsza i nadal nikt mnie nie widzi. Tak już będzie chyba zawsze. Muszę się do tego przyzwyczaić. Irytuję ludzi. Jestem lekkomyślna. Jestem impulsywna. Jestem głupkowata. Jestem zbyt szczera. Zawsze coś palnę bez zastanowienia. Wprowadzam atmosferę cring'u. Jestem chaotyczna. Niedorozwinięta umysłowo i fizycznie. Paszczurowata. Za chuda. Za krzywa. Mam żółte zęby. Krzywe zęby. Krzywy kręgosłup. Krzywy mózg. Źle myślę. Źle robię. Wszystko źle. Mam się za ofiarę losu. Jestem w roli ofiary. Chcę aby ludzie mnie wspierali. Wymagam tego. A jak tego nie robią to ich odrzucam. Ciągle chcę, chcę, chcę. Ten głód mnie zabija. Nie mam anoreksji ale jestem permanentnie głodna. Nie dożywiona. Całe dzieciństwo jadłam płatki z mlekiem. I dalej tak jem. Boję się, że mi odwali i zrobię coś głupiego. Może ten świat nie jest dla mnie? Może kurczowo trzymam się życia tutaj a zwyczajnie na nie nie zasługuję? Tak, chcę abyś napisała mi, że zasługuję mimo, że i tak w to nie uwierzę. To pojebane. Nawet nie wiem do kogo to piszę. Chyba do siebie. Pozdrawiam siebie i trzymaj się. Może kiedyś rozwiążesz ten supeł. Żyj tak długo póki nie zranisz kogoś bliskiego. Moje kotki. Żyję dla was. Poźniej niech się dzieje co chce. Mam wyjebane. Mam wyjebane już w to wszystko. Niech się dzieje co chce. Wygraliście. Będę grać tę rolę. Jaką tylko chcecie. A może naprawdę mam schizofrenię i wystarczy tylko wziąć tabletkę i wszystko się ułoży? On mnie znów pokocha, weźmiemy ślub, będziemy mieć dzieci. Może wtedy uda mi się porozmawiać szczerze z rodzicami bez atakowania i obwiniania mnie. Może wszystko okaże się chorym snem wariatki. Chciałabym aby okazało się, że to we mnie jest problem. Siebie potrafię zmienić, ich nie. Teoretycznie. Gdybym wiedziała tylko, gdyby ktoś mi powiedział co jest nie tak. Np. ehh nie wiem, byle coś prostego bo "zająć się sobą" jakoś nie potrafię. Nie potrafię nawet zjeść śniadania. To cud, że w ogóle żyję. Musi być w tym jakiś sens. Może ktoś to czyta i przechodzi to samo? Jeśli tak to nie wiem co ci napisać. Witaj w klubie. Czasami jest nadzieja a czasami jest apatia. Nie wiesz już czego się chwycić. Flashbacki atakują cię w najgorszych momentach. Twoje ciało atakuje cię w najgorszych momentach. Te rany, które masz cały czas krwawią. Nie zakryjesz ich sweterkiem z ZARY. W końcu napiszę tu książkę. Zawsze chciałam napisać książkę. Koniec rozdziału I. Hah.